Volcanic minerals volumizing maskara firmy KORRES
Ponieważ z pewnych powodów nie zależnych ode mnie posypały mi się przedłużone rzęsy, postanowiłam wykorzystać ten czas na testowanie kilku tuszy, z niecierpliwością czekających w kuferku.
Po przedłużeniu rzęsy, jak wiadomo (nie sciągałam ich około 2 lat), są troszkę krótsze, bo nie muszą już chronić oka. Robią to za nich sztuczne.
Moje są też bardzo jasne, tak że o górnym obramowaniu oka mogę sobie tylko pomarzyć.
Mogą być też delikatnie wyprostowane, co mija w moim przypadku po około 3-4 dniach.
Jeeeeju, zapomniałam już jak moje wyglądają. Wydają się być takie lichutkie…w porównaniu do pięknych doczepionych wachlarzy :)))
Tusz marki Korres ma dodawać objętości, a dzięki minerałom wulkanicznym odżywiać i wzmacniać rzęsy.
Czy wzmocni? Tutaj się raczej tego nie dowiecie, bo nie wytrzymam bez rzęs więcej niż kilka tygodni. Jednak mam wrażenie, że z nią bardzo szybko się z powrotem zakręciły i wydłużyły… serio!
.
.
Mascara ma puszytą szczotę coś a’la dior show, baaardzo fajną i wygodną. Ja jestem dużą fanką takich szczoteczek.
Bardzo ładnie wyczesuje rzęsy, dając od delikatnego efektu, po, może nie dramatyczny, ale zdecydowanie “glamour”.
Na zdjęciu rzęsy są wyczesane 2 razy. Tusz pięknie je, moim zdanie, podkreślił i wyczesał aż po same końcówki.
Konsystencja maskary to coś pomiędzy “Sexy Pulp” z YR i “They are real!” z Benefit.
.
Jeśli ktoś lubi efekt wyczesanych, a nie oblepionych rzęs i puszystą szczoteczkę, to polecam ten tusz z całego serca!
.
.
.
With love, :*
.
.
.
.
.
.